MENU
Szukaj
SZUKAJ Zamknij
Tło
Rozwój startupówwycena
17 kwietnia 2023

Wiarygodna wycena startupu? Najwcześniej w rundzie A

Wycena wartości spółki jest kwestią kluczową przy podjęciu decyzji o wejściu w inwestycję. Na wczesnym etapie działania startupu niezwykle trudno jest jednak zrobić wycenę. Jak sobie z tym poradzić?

Którą metodę wyceny spółki wybrać?

Jaka jest najbardziej wiarygodna metoda wyceny startupu? Odpowiedź na to pytanie jest złożona. Przede wszystkim znaczenie ma, na jakim etapie rozwoju znajduje się startup. Jeśli działa na rynku od kilku lat i przynosi zysk, wtedy sprawa jest ułatwiona, gdyż możemy wybrać jedną z kilku dostępnych metod sporządzania wyceny. Sprawdzi się więc tutaj zarówno metoda porównawcza, zwana również metodą mnożnikową (mnoży się określoną wartość przez odpowiedni mnożnik finansowy), metoda dochodowa (sprawdzany jest m.in. wypracowany zysk i dywidenda), jak i wycena DCF (szacuje się wartość spółki w oparciu o prognozowane zdyskontowane wolne przepływy pieniężne). Rzadziej można pokusić się o metodę majątkową, gdyż o wartości startupów stanowią głównie dobra niematerialne.

Najbardziej adekwatna zdaje się być metoda venture capital, która jest połączeniem metody DCF z metodą porównawczą. Stosuje się ją do inwestycji wysokiego ryzyka, w tym do startupów będących we wczesnej fazie rozwoju. Wybierając tę metodę szacuje się wartość spółki w oparciu o wartość terminalną (TV), oczekiwany zwrot z inwestycji (ROI) i wysokość kapitału przeznaczonego na inwestycję.

Według Stanisława Rogozińskiego, partnera funduszu inwestycyjnego Satus Starter, metoda venture capital ma największe uzasadnienie wykorzystania w tym przypadku. Zaznacza jednak, że – niezależnie od metody – wycena startupu ma sens dopiero od rundy A.

– Na wcześniejszych etapach działania spółki pojawia się zbyt wiele niepewności. Nawet jeżeli zastosujemy metodę VC, musimy w jakiś sposób skwantyfikować ryzyko tej inwestycji. Jak mamy tego dokonać, jeśli startup ma dopiero 20 tys. przychodów i nie mamy danych historycznych ani innych policzalnych wskaźników, na podstawie których można przewidzieć, jak ten biznes będzie rósł? Pewne parametry możemy założyć, ale użyteczność tej wyceny na zbyt wczesnym etapie będzie żadna, bo przykładowo nie wyliczymy na jej podstawie uczciwie parytetów udziałów – uważa Rogoziński.

Kłopotliwa wycena młodych startupów

Z racji tego, że nowo powstałe startupy tak trudno jest wycenić, nie każdy podejmuje się robienia wycen na tym etapie. Niemniej, w jakiś sposób inwestorzy muszą oszacować wartość spółki – w końcu powierzają jej swój kapitał i to nie mały. Nasz ekspert wskazuje, że można podejść do tego zagadnienia na dwa sposoby.

Po pierwsze można sugerować się ogólnoprzyjętymi praktykami. – Zgodnie z benchmarkami rynkowymi w danej rundzie inwestycja powinna odpowiadać za mniej więcej 20 proc. udziałów w spółce. Przykładowo, jeżeli startup na danym etapie potrzebuje około 4 mln zł, wtedy automatycznie wyceniam spółkę na 16 mln zł. W ten sposób sprowadza się wszystkie startupy jedynie do etapu ich rozwoju i na tej podstawie obejmuje się udziały oraz je wycenia – mówi Stanisław Rogoziński.

Drugim sposobem jest udzielenie startupowi pożyczki konwertowanej lub wprowadzenie mechanizmu umorzeniowego. – Mówimy wtedy: OK, teraz nie mamy wystarczających danych do pełnej wyceny spółki, więc dajemy ci środki finansowe w postaci na przykład pożyczki. A następnie, skonwertujemy nasze udziały w najbliższej rundzie, kiedy wycena będzie bardziej wiarygodna. Liczymy przy tym na jakiś benefit ze względu na to, że weszliśmy w inwestycję odpowiednio wcześnie – wyjaśnia partner Satus Starter. Dodaje, że zazwyczaj takim benefitem jest wycena o 20 proc. lepsza od wartości spółki ustalonej dla inwestora z rundy.

W ocenie Rogozińskiego częściej można się spotkać z sytuacją, kiedy inwestor od razu obejmuje w ramach rundy udziały w startupie. Tylko, jak prawidłowo wyliczyć, ile kapitału powinienem zbierać startup od inwestorów i za jaki procent? Nie każdy przecież sprzeda 20 proc. udziałów za 4 mln zł. Zdaniem naszego rozmówcy, startup będący na wczesnym etapie rozwoju powinien maksymalizować szansę kolejnej rundy, zaś kwotę dopasować w taki sposób, żeby za te pieniądze udało mu się uzyskać znaczący postęp. – Tak naprawdę w momencie, kiedy kalkulujemy nasze zapotrzebowanie kapitałowe, powinniśmy się zastanowić, kiedy, przy jakiej kwocie uda nam się osiągnąć wiarygodne potwierdzenie dla zewnętrznego podmiotu, że nasza spółka rozwija się w dobrym kierunku – mówi ekspert.

Wskazuje, że otrzymana w rundzie seed kwota powinna wystarczyć spółce do tego, aby osiągnęła miesięczny powtarzalny przychód (MRR), najlepiej na poziomie 100 tys. euro. – Jak spółka osiągnie 100 tys. euro MRR, wtedy będzie mogła postarać się o finansowanie z grupy funduszy, które inwestują w startupy na tym etapie (tak zwana runda A). Jeżeli to się nie uda, wpadnie w czarną dziurę, ponieważ często jest już wtedy za późno na pozyskanie pieniędzy z takich seedowych, a jeszcze za wcześnie na korzystanie z funduszy z grupy A – tłumaczy Rogoziński.