MENU
Szukaj
SZUKAJ Zamknij
Tło
PrawoRozwój startupów
10 maja 2023

Standardy ułatwiają prowadzenie negocjacji | STANDARDS MATTER

Świadome budowanie standardów na rynku venture capital jest konieczne do sprawnego funkcjonowania ekosystemu startupowego. O tym, jaką rolę odgrywają w prowadzeniu biznesu venture, opowiada Maciej Ćwikiewicz, CEO PFR Ventures.

Standardy pozwalają oszacować ryzyko

Przestrzeganie standardów sprowadza się do tego, aby wszyscy uczestnicy ekosystemu startupowego mogli liczyć na uczciwe traktowanie. W praktyce oznacza to brak przyzwolenia na agresywne działania, mogące prowadzić do szkody spółki czy inwestora. – Standardy są super ważne. Stanowią punkt odniesienia, co sprawia, że bardzo ułatwiają negocjacje – podkreśla Maciej Ćwikiewicz.

Kierowanie się standardami jest niezmiernie ważne chociażby w kwestiach zabezpieczeń. – Jeżeli startup upada, a ponad połowa upada, trzeba wiedzieć, w jaki sposób dochodzić swoich praw. Jednym z takich zabezpieczeń jest prawo do pociągnięcia, czyli prawo drag along. Niby mamy to zapisane w umowie inwestycyjnej, ale jak chce się je uruchomić, wówczas okazuje się, że jest to trudne. Standardem powinno być dostosowanie się do tych zapisów – mówi ekspert.

Zgodnie z prawem drag along akcjonariusz większościowy może przymusić mniejszościowych akcjonariuszy do sprzedaż spółki. Jeśli więc fundusz private equity ma załóżmy 80 proc. akcji w spółce, a founder pozostałe 20 proc., wtedy fundusz ma prawo wystawić na sprzedaż 100 proc. akcji firmy, nawet jeśli jej założyciel tego nie chce. – Wiadomo, że fundusz private equity, który kupuje 80 proc. akcji w startupie, będzie domagał się od pozostającego akcjonariusza prawa drag along. Jest to standard międzynarodowy, którego uzasadnienie jest z resztą bardzo logiczne. Skoro founder sprzedaje nam 80 proc. firmy i dostaje w zamian żywą gotówkę, to zdejmujemy mu z barków 80 proc. ryzyka. A skoro ponosimy największe ryzyko, musimy mieć możliwość sprzedaży całości, w tym jego 20 proc. – mówi Maciej Ćwikiewicz, podkreślając, że mniejszościowy akcjonariusz, nawet jeśli jest nim founder, nie będzie mógł blokować takiej transakcji.

Prezes PFR Ventures zaznacza, że wprawdzie ładnie to brzmi patrząc pod względem ekonomicznym, lecz gdy co do czego przyjdzie, można usłyszeć od założyciela: „Na siłę mnie zaciągniesz do notariusza?”. – Widzieliśmy już sytuacje, że założyciel podpisał stosowny zapis w umowie inwestycyjnej, a potem nie chciał poddać się jego egzekwowaniu. Ważne więc jest, aby przestrzegać zapisów drag along – mówi Ćwikiewicz.

Wskazuje, że równie ważne jest stosowanie zapisów tag along. – Prawo do przyłączenia się powoduje, że mniejszościowy akcjonariusz sprzedaje swoje akcje na takich samych warunkach, co właściciel większościowy. Te dwa prawa: drag along i tag along stanowią fundament w całym zachodnim świecie inwestycyjnym. Skuteczność tych zapisów jest bardzo istotna – podkreśla.

Zabezpieczenie przed nieuczciwymi działaniami

Standardy na rynku VC odzwierciedlają dobre praktyki w relacjach inwestorskich. Istotnym jest, aby odróżnić, co jest tą dobrą praktyką i nie ulec manipulacji. Znane są przypadki, kiedy nieuczciwy inwestor próbuje wpłynąć na swoich partnerów biznesowych twierdząc, że coś jest standardem, chociaż nim nie jest. – Rzeczywiście zdarzają się osoby, które w dość bezwzględny sposób próbują pewne rzeczy uzyskać, powołując się na nieprawdziwy standard rynkowy. Niestety doświadczyliśmy tego na własnej skórze. Mieliśmy kilka takich podmiotów z rynku, które próbowały nas namówić do różnych rzeczy, twierdząc, że to jest standard międzynarodowy – mówi Ćwikiewicz.

Wypracowanie standardów jest potrzebne przede wszystkim tam, gdzie może dojść do szkodliwych działań. W odpowiedzi na pytanie, jak dużą rolę odgrywają standardy w prowadzeniu biznesu venture, Maciej Ćwikiewicz podał przykład, kiedy inwestor może – w sposób legalny – stracić pieniądze. Może do tego bowiem dojść w sytuacji, gdy inwestor zalega z zapłatą kapitału, do czego jest zobligowany z racji bycia w funduszu venture capital. – Kiedy przychodzi do transakcji, wówczas inwestorzy, którzy zapisali się do funduszu, muszą wpłacić deklarowane środki finansowe. Nie może być tak, że ktoś zmieni zdanie i nie płaci, bo na przykład ma problem z płynnością finansową albo startup już mu się nie podoba. W tej kwestii musi istnieć bezwzględny mechanizm wymuszający – mówi nasz rozmówca.

Wskazuje, że najpopularniejsza zasada jest taka, że jak inwestor nie zapłaci, wtedy dostaje wezwanie do zapłaty, zaś po upływie określonego umową okresu – na przykład miesiąca – otrzymuje kolejne wezwanie, a potem następne. – Jeśli nie wpłaci – mimo dwóch wezwań – wtedy o jego losie decydują pozostali inwestorzy i najczęściej są w tym bezwzględni. Zgodnie z zapisami umownymi, zabierają takiemu inwestorowi 50 proc. lub nawet 100 proc. tego, co już wcześniej wpłacił do funduszu. Jest to więc dość brutalna gra. Dla części inwestorów działających w funduszach jest to świetna okazja, aby tanio przejąć czyjś dotychczasowy wkład. Jednocześnie takie twarde przestrzeganie reguł sprawia, że inni inwestorzy boją się lekceważyć obowiązki i chcą pilnować standardów – mówi Ćwikiewicz. Podkreśla, że mechanizm ten sprawnie działa na Zachodzie, w tym w Luksemburgu.

Wysoki poziom konkurencyjności sprzyja trzymaniu standardów

Inwestorzy, którzy lekceważą ogólnie przyjęte standardy, ryzykują utratą zaufania pozostałych inwestorów. A to z kolei, przekłada się na decyzje biznesowe. – W kwestii wdrażania standardów najważniejsze jest zachowanie konkurencyjności. Jeśli na rynku jest dużo funduszy kapitałowych, wtedy founder czy nawet fundusze, które brały udział w poprzedniej rundzie finansowania, nie są skazane na rozmowę z jednym podmiotem, który próbuje narzucić twarde warunki – komentuje Maciej Ćwikiewicz.

Jako przykład podaje, że jeszcze kilka lat temu liczba funduszy efektywnie działających była niewielka. – Fundusze te były bardzo twarde w negocjacjach, czyli w wielu transakcjach oferowały warunki finansowe poniżej międzynarodowej średniej. Na polskim rynku wciąż są podmioty, które działają po staremu: proponują zaniżoną wycenę albo próbują do umowy dopisać dodatkowe uprawnienia, których fundusze zazwyczaj nie mają. Potem niestety próbują z tych uprawnień skorzystać. W rezultacie, po kilku takich transakcjach nikt nie chce pracować z takim funduszem – przestrzega ekspert. I podkreśla, że zapewnienie konkurencyjności jest „naprawdę kluczowe”. – Bo gdy jeden inwestor okaże się zbyt zachłanny, wtedy drugi może dać dobre, rynkowe warunki – zaznacza prezes PFR Ventures.